Dwukrotnie w ciągu roku Kalwarja Zebrzydowska (woj. krakowskie) zaludnia się tłumem pątników, a to naprzód w okresie Wielkiego Tygodnia, a specjalnie Wielkiego Czwartku i Piątku, a potem dnia 13 sierpnia w święto Zaśnięcia Najśw Panny Marii. Na uroczystości te przybywa lud z najdalszych okolic, przeważnie jednak z Podkarpacia, Podhala, Górnego Śląska i ziemi Miechowskiej, Proszowskiej i z bliższych i dalszych okolic Krakowa. Pątnicy odbywają całą drogę pieszo, śpiewając pod kierunkiem przewodników pieśni pobożne. Każdą kompanję poprzedza człowiek, niosący krzyż. Większym kompanjom towarzyszą orkiestry. Pątnicy, którzy po raz pierwszy w życiu udają się na Kalwarję, przystrajają swoje głowy w zielone wieńce.
Panujący obecnie w całym świecie wszechwładny kryzys dał się i Kalwarji we znaki. Tego roku zjawiła się zaledwie jedna czwarta tych mas co zazwyczaj. Na wsi bowiem jest nędza i trudno o grosz. Na pójście zaś do Kalwarji trzeba mieć choć kilka złotych w kieszeni. Powtóre nie dopisała pogoda. Kilkustopniowy mróz i zadymka śnieżna odstraszyły ludzi. Szczególnie we Wielki Piątek śnieg sypał tak gęsty, że miało się wrażenie, że to nie Wielkanoc, tylko Boże Narodzenie, albo Matka Boska Gromniczna. W ślad za tłumami zjawili się także nadspodziewanie licznie złodzieje kieszonkowi z Lublina, Kielc, Katowic, Cieszyna, Krakowa itd. To też silne posterunki policyjne krążyły po dróżkach.
Ci, którzy mają sentyment dla starych tradycyj i dla folkloru, powinni choć raz w życiu pojechać na Kalwarję, a ujrzą widowisko ludowe, znacznie bardziej porywające w swojej pierwotności, aniżeli przedstawienia pasyjne w Oberammergau lub procesja w Sewilli.
Wśród szalejącej zadymki śnieżnej ostatni pątnicy opuszczają Kalwarję.
Jarmarczny przekupień, spiewający „Gorzkie Żale" od ucha do ucha.
Tłumy pątników przed klasztorem OO. Bernardynów w Kalwarji Zebrzydowskiej.
Źródło: Światowid nr 14 (399) - 02.04.1932, str.2
Panujący obecnie w całym świecie wszechwładny kryzys dał się i Kalwarji we znaki. Tego roku zjawiła się zaledwie jedna czwarta tych mas co zazwyczaj. Na wsi bowiem jest nędza i trudno o grosz. Na pójście zaś do Kalwarji trzeba mieć choć kilka złotych w kieszeni. Powtóre nie dopisała pogoda. Kilkustopniowy mróz i zadymka śnieżna odstraszyły ludzi. Szczególnie we Wielki Piątek śnieg sypał tak gęsty, że miało się wrażenie, że to nie Wielkanoc, tylko Boże Narodzenie, albo Matka Boska Gromniczna. W ślad za tłumami zjawili się także nadspodziewanie licznie złodzieje kieszonkowi z Lublina, Kielc, Katowic, Cieszyna, Krakowa itd. To też silne posterunki policyjne krążyły po dróżkach.
Ci, którzy mają sentyment dla starych tradycyj i dla folkloru, powinni choć raz w życiu pojechać na Kalwarję, a ujrzą widowisko ludowe, znacznie bardziej porywające w swojej pierwotności, aniżeli przedstawienia pasyjne w Oberammergau lub procesja w Sewilli.
Wśród szalejącej zadymki śnieżnej ostatni pątnicy opuszczają Kalwarję.
Jarmarczny przekupień, spiewający „Gorzkie Żale" od ucha do ucha.
Tłumy pątników przed klasztorem OO. Bernardynów w Kalwarji Zebrzydowskiej.
Źródło: Światowid nr 14 (399) - 02.04.1932, str.2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz