środa, 28 stycznia 2009

Typki

Pierwsze taksówki pojawiły się w Warszawie w 1921 r. Początkowo były pomalowane na kolor granatowy, teraz zaś są brudno-popielate i naokół karoserji mają pas biało-czerwony. Obecnie jest w Warszawie 4.000 taksówek, przeważnie należących do starszych, mocno rozklekotanych roczników. Kierowcy warszawscy nie różnią się niczem od swoich kolegów z Paryża, Londynu, czy Berlina. Jeżdżą doskonale, orientują się w lot co do gościa i zaglądają chętnie do rozlicznych barów, aby w gronie kolegów zalać robaka i poskarżyć się na zły los.

Dorożkarzy nazywają w Warszawie „sałaciarzami". Nie potrzeba dodawać, że żyją oni stale na stopie wojennej z szoferami, utważając ich za największych swoich wrogów. Dorożki warszawskie są czyste i eleganckie, choć już nie dorównują przedwojennym. Zdawało się przez jakiś czas, że dorożki znikną zupełnie z ulic Warszawy, teraz jednak wobec upadku automobilizmu zaczyna się ich renesans.

Uliczny sprzedawca jest najpopularniejszą figurą w śródmieściu. Sprzedaje książki, grzebienie, podwiązki, lusterka, „najnowsze wynalazki", zachwalając krzykliwym głosem, od rana do nocy swój tani towar. A ludzie przystają, oglądają i kupują, zwłaszcza, że sprzedawca zawsze zapewnia ich, że jest to towar kupiony na licytacji za bezcen. Przeważnie jednak jest to ostatniorzędna tandeta, nie warta funta kłaków. Ale ludzie muszą żyć, więc też na Marszałkowskiej i na Nowym Świecie wciąż słychać okrzyki: „Do słodkie gruszki i jabłka, do szaliki i skarpetki, za jedne 50 groszy".

Wystarczy spojrzeć na minę tego człowieka, aby zrozumieć, że reprezentuje on zawód w całym tego słowa znaczeniu nieintratny. Któż bowiem dzisiaj posługuje się posłańcem, w erze telefonów, telegramów i swobody towarzyskiej. Któż dzisiaj do swojej ukochanej posyła dyskretne bileciki, skoro każdej chwili bez długich ceregieli może się z nią umówić, bez zbytecznego pośrednictwa.. Więc posłaniec siedzi bezczynnie i śpi.

Za rosyjskich czasów dozorcy kamieniczni czuli na sobie ciężką rękę najeźdźcy, który nie pozwalał na żadne żarty, kazał im od rana do nocy pilnować domu i zamiatać ulice. W niepodległej i zjednoczonej Polsce stróże przemianowali się przedewszystkiem na „dozorców", zaprzestali dyżurów w bramie, zamiatania ulic i wywalczyli sobie różne przywileje, tak, że dzisiaj łatwiej usunąć z posady wysokiego dygnitarza, aniżeli stróża. Z tem wszystkięm wśród typków Warszawy reprezentują oni wysoką klasę, szczególnie ci przedwojenni. Zdobycie stanowiska dozorcy jest marzeniem chłopów podmiejskich. Chętnie też płacą oni wysokie odstępne, aby tylko znaleźć się w „dyżurce".

Źródło: Światowid nr 5 (494) - 27.01.1934, str.17

Brak komentarzy: