niedziela, 30 listopada 2008

W Andorze gorąco

W najmniejszej republice, jaka istnieje w Andorze, niepodległem państewku, leżącem na pograniczu Francji i Hiszpanji w Pirenejach, wrzało od dłuższego czasu. Poszło o to, że zarówno Francja, sprawująca protektorat nad Andorą, jak i Hiszpanja postanowiły zamknąć tamtejszego prezydenta Pallaresa za jakieś podejrzane machinacje pieniężne. Prezydent jednak, czując oparcie w swoim ludzie, ani myślał o złożeniu władzy. Równocześnie na porządek dzienny wysunęła się sprawa reformy wyborczej. Dotąd bowiem prawo głosowania mieli tylko ojcowie rodzin, obecnie zaś wysunięto postulat, aby przysługiwało ono wszystkim, którzy ukończyli 25 rok życia. Żądaniu temu sprzeciwił się nietylko prezydent, ale także biskup hiszpański z Urgel, do którego djecezji należy Andorra. Koniec końcem, aby położyć kres bałaganowi, wkroczyli żandarmi francuscy. Ta inwazja nieprzyjacielska zjednoczyła całą Andorrę. Wszyscy bez wyjątku protestują przeciw naruszeniu niepodległości Andorry a przedewszystkiem przeciwko jej rozbrojeniu. Żandarmi bowiem odebrali broń urzędnikom celnym i tamtejszej policji, no, i obsadzili granice, wbijając przez to samo nóż w serce Andorry.

Prezydent republiki andorskiej w rozmowie z komendantem wojsk francuskim Boulardem.

Patrol francuski w Andorze.

Źródło: Światowid nr 36 (473) - 03.09.1933, str.3

Brak komentarzy: